W poszukiwaniu prawdziwych wyzwań

Z Dominikiem Szwkarkiem, pomysłodawcą i założycielem Global Lignum – firmy handlującej drewnem z krajami niemieckojęzycznymi – spotykamy się w grudniowe popołudnie 2020 roku. Środek pandemii COVID-19, kolejne obostrzenia i trudności w kontakcie bezpośrednim, dodatkowo wzmocnione przesytem konferencji online oraz chęć wyrwania z domowych biur za wszelką cenę, skłoniły nas do niekonwencjonalnego pomysłu – wspólnego “spaceru biznesowego”. Spotkaliśmy się zatem w pół drogi, w godzinach popołudniowego szczytu komunikacyjnego na granicy Parku Grabiszyńskiego we Wrocławiu. Naszym celem było stworzenie strategii i planu działania na najbliższe miesiące w nowopowstającym przedsiębiorstwie.

Nie znaliśmy się zbyt dobrze – można szczerze powiedzieć, że raczej tylko pośrednio mieliśmy kontakt ze sobą w przeszłości. Współpracowaliśmy biznesowo z żoną Dominika i to ona poleciła mu, żeby się z nami skontaktował. Potrzebował porozmawiać o pomyśle, który chodził mu po głowie od dłuższego czasu.

Znaleźć sens i motywację do działania

Dominik na co dzień jest menedżerem i inżynierem spawalnictwa w firmie produkującej imponującej wielkości i zaawansowane technicznie… pojazdy szynowe. Wrócił z wieloletniej delegacji do Niemiec, gdzie wyszlifował język i zdobył międzynarodowe doświadczenie korporacyjne. Po wejściu na wiele szczebli w karierze zawodowej szukał samorealizacji w sporcie wyczynowym, praktykując i ścigając się w triathlonie. W swym zapale do przesuwania granic złapał bakcyla morsowania i długich spacerów na boso po śniegu. Ale ciągle to nie było to…. Przez lata pracy i osobistego rozwoju zdobył nieprzeciętne umiejętności, które chciał jakoś wykorzystać.

Pomysł na realizację marzeń znalazł podczas wizyty w rodzinnych stronach. Przyjaciel z dzieciństwa, zajmujący się produkcją drewna, podsunął mu propozycję wspólnego przedsięwzięcia albo raczej – całego pakietu projektów biznesowych. Mieli wspólnie wystartować, rozpoczynając wprost od… działania. Ustalili, że rolą Dominika będzie sprzedaż zagraniczna drewna produkowanego w tartaku wspólnika. Wszystko zmierzało we właściwym kierunku, jednak pragnienie wiedzy i ładu korporacyjnego wzięły górę nad spontanicznością.

„Chciałbym mieć to wszystko lepiej przemyślane, poukładane według najlepszego przepisu.” –  z takimi słowami skontaktował się z nami. Nasza wspólna praca, prowadzona głównie w trakcie wieczorowych sesji online, polegała na:

“Stwórzmy taki perfekcyjny, niemiecki, poukładany biznes!” – tymi słowami Dominik nieustannie motywował mnie do pracy nad ułożeniem przedsięwzięcia w sprawnie działający system. Zaczęliśmy pracowaliśmy iteracyjnie, wracając do poszczególnych zagadnień po weryfikacji kolejnych założeń. Ale niespodziewanie pojawił się problem, bo utknęliśmy na pierwszym elemencie z listy…

Dwa światy

Po pierwszych sesjach pojawił się niespodziewany rozdźwięk między wspólnikami. Okazało się, że pomimo wielu lat znajomości, wielu godzin wspólnego marzenia o biznesie, komplementarnych doświadczeń – mających razem ogromny potencjał i gwarantujących sporą szansę osiągnięcia sukcesu – wizje i szczegółowe plany na przyszłość… rozjechały się. Dominik niespodziewanie pozostał sam, zanurzony w zupełnie nowej branży dalekiej od spawalnictwa, w formule działania dalekiej od dotychczasowych zawodowych przyzwyczajeń.

Czy uda się połączyć obecne zajęcia zawodowe  z dodatkowym obciążeniem, jakim jest firma, prowadzona w dodatku samodzielnie?

“Czy uda się połączyć obecne zajęcia zawodowe  z dodatkowym obciążeniem, jakim jest firma, prowadzona w dodatku samodzielnie? Czy nie popełnię błędu, który pociągnie mnie i moją rodzinę na skraj bankructwa?” Takie myśli kłębiły się w głowie startującego przedsiębiorcy.  Prawdopodobnie przeważyła chęć doświadczenia czegoś nowego “w boju” i zdobycia praktyki przedsiębiorczości znanej dotychczas z książek, filmów i opowieści. “Nic nie muszę, tylko chcę” – tak brzmiała decyzja o samodzielnym starcie w podróż w nieznane, z poczuciem dyskretnego wsparcia z naszej strony.

Tymi słowami rozstaliśmy się podczas spaceru, o którym wspomniałem na początku tej historii. Dominik zaskoczył mnie kwitując w ten uroczy sposób pluchę, mocne opady śniegu, ciemność i wiatr, które nas zaskoczyły podczas wspólnej wędrówki. Byliśmy całe szczęście dobrze przygotowani, szczelnie okryci, solidnie obuci i pełni radości po wspólnej przechadzce. Porządnie dotlenieni i we wspaniałym nastroju pomimo panującej dookoła słoty. To doświadczenie przypomniało mi, że nie tylko ja będę mógł wesprzeć mojego nowego biznesowego kolegę, ale i on pomoże mi się rozwinąć i przypomni smak pierwotnego zapału i świeżego podejścia do kolejnych wyzwań.

Nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie

W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak dobrze nam się współpracuje. Z czego wynika taka harmonijna i efektywna kooperacja? Przecież spotkaliśmy się praktycznie tylko raz, a następnie widzieliśmy się kilka razy podczas videokonferencji. Pracujemy głównie asynchronicznie, a każdy z nas sam realizuje zadeklarowane zadania. Szukając czynników naszego małego sukcesu, odpowiedzi nasunęły mi się dość szybko – po przeanalizowaniu poniższych charakterystyk mojego podopiecznego:

Przecież to jest również moim codziennym motorem działania! Okazało się, że jesteśmy bardziej podobni, niż mi się na początku wydawało. Nie byłem pewien, czy będę mu w stanie pomóc nie znając realiów specyficznych dla handlu drewnem z zachodnimi sąsiadami. Jednak rozumieliśmy się bez słów, a wiedza jakiej potrzebował była daleka od niuansów procesu sprzedaży łat lub krokwi dachowych na bardzo wymagającym rynku niemieckim.

Cichy wspólnik

Dominik rozpoczął pierwsze działania biznesowe. Bez kompleksów i ze sportową solidnością realizuje swój plan. Założył firmę, przebija się przez biurokrację – uczy się w zawrotnym tempie, jak na okoliczności, w których przyszło mu działać, związanych zarówno z realiami przedsiębiorczości w Polsce, jak i aspektami handlu zagranicznego. Jestem ciągle przy nim, jako ciche wsparcie “na żądanie”. Asekuruję jego poczynania, czasami również pełniąc rolę “adwokata diabła”, by upewnić go w podejmowanych decyzjach oraz – na ile to jeszcze możliwe – wzmóc determinację. I widzę, że to rzeczywiście działa – obserwowanie jego rozwoju to czysta przyjemność i wielka duma.

Chciałbym mieć to wszystko lepiej przemyślane, poukładane według najlepszego przepisu.

Dominik zdecydował, że woli uczyć się na cudzych sukcesach i błędach, by nie tracić na nie swoich cennych zasobów finansowych. Oszczędza – a może bardziej kupuje – coś znacznie cenniejszego – swój czas. Ostatecznie stałem się nie tylko jego cichym wspólnikiem, pomagającym w prowadzeniu biznesu –  w wyniku analizy potencjalnych opcji strategicznych doszliśmy do wniosku, że będę przez pewien czas pełnił rolę partnera technicznego jego przedsięwzięcia, formalnie uczestniczącego w spółce. Chciał mieć dodatkowe poczucie bezpieczeństwa, “trenera” na pokładzie, umocowanego prawnie. Będę zatem pełnić tę rolę do momentu, kiedy znajdzie prawdziwego towarzysza swojej drogi, docelową osobę dzielącą z nim wszystkie trudy i wyzwania wspólnego biznesu. I jestem pewien, że zrobi to w przemyślany, zaplanowany sposób, tak jak robi to teraz, stawiając każdy kolejny biznesowy krok.

Na koniec jeszcze jedna łącząca nas wspólna historia. Nasze korzenie pochodzą z przepięknej Kotliny Kłodzkiej – on miał szczęście mieszkać tam osobiście, ja tylko w drugim pokoleniu mogę sobie nazywać “kotlinianinem”. Jednak “wszystko przede mną” – tego nauczył mnie Dominik!

Udostępnij artykuł:
Maciej Gawlik
Autor:

Maciej Gawlik

Przedsiębiorca i edukator
Doktor ekonomii, trener biznesu, przedsiębiorca w branży IT. Z zamiłowania i startupowiec innowator, posiadający wieloletnie doświadczenie z zakresu analizy danych i procesów biznesowych, przetwarzania informacji oraz wnioskowania biznesowego w dużych i małych organizacjach.
wróć do góry