Pułapki postępu
Tak się składa, że muzyka – jako dyscyplina ludzkiej aktywności – opiera się również na powszechnych w biznesie mechanizmach: zespołowości, rozwoju kompetencji i ciągłym poszukiwania nowych rozwiązań. Gatunków muzyki jest wiele, podobnie jak pomysłów na biznes i rodzajów biznesowej działalności. Artyści muzycy – podobnie do osób uprawiających sztukę biznesu – zazwyczaj grają razem, tworząc dynamicznie zmieniające się składy i rozmaite muzyczne projekty. Specjalizują się w różnych dziedzinach muzycznego rzemiosła i muszą całe życie się rozwijać, by wchodzić na kolejne poziomy artystycznego mistrzostwa. Nie da się zostać dobrym muzykiem w tydzień i nikt nie zagwarantuje, że nawet najbardziej oryginalny muzyczny pomysł spotka się z natychmiastową afirmacja publiczności. Analogii pomiędzy muzyką i biznesem istnieje bardzo wiele, podobnie jak inspiracji, które mogą przenikać z jednej dziedziny do drugiej.
Historia pewnego koncertu
Dzieląc się naszymi muzycznymi inspiracjami sięgamy do muzyki rockowej, a w szczególności – do nurtu rocka progresywnego. Klasyków gatunku rodzaju “Pink Floyd” czy “Dream Theater” pewnie przybliżać nie trzeba, nas natomiast połączyła z nim historia pewnego koncertu, w którym zupełnie przypadkiem mieliśmy okazję uczestniczyć w 2018 roku. Miałem wybrać się na ów koncert z synem, który w ostatniej chwili się rozchorował. Zaprosiłem więc Maćka, który z ciekawością, ale i dystansem podszedł do tego pomysłu, określając siebie jako… “słyszącego inaczej entuzjastę rytmicznych dźwięków”.
Wrocław, Hala Stulecia i gwiazda wieczoru w osobie niejakiego Stevena Wilsona. Na scenie mój muzyczny idol – kompozytor i multiinstrumentalista, współautor i producent grubo ponad setki płyt długogrający. Muzyczny erudyta i perfekcjonista, artysta niezmiernie wszechstronny, poruszający jednocześnie swą wrażliwości i bezpośredniością. Blisko trzygodzinny występ pełen emocji, dźwiękowa uczta dla zmysłów, niezapomniane przeżycie. Ale jeszcze bardziej zapadające w pamięć podsumowanie ze strony Maćka: “Słuchaj, na co dzień nie chadzam na takie koncerty i nie do końca wiem, czego właśnie doświadczyłem, ale to było… coś niesamowitego – coś co zmieniło moje postrzeganie muzyki”.
Z przyjemnością odsyłamy wszystkich do bogatego artystycznego portfolio Stevena, występów koncertowych i licznych wywiadów. W jednym z nich opowiada o kulisach powstawania najnowszej płyty, “The Future Bites”, której tematyka porusza kwestie strachu przed przyszłością i nieuchronnością postępujących zmian: “Niezależnie od tego, jak bardzo kochasz rock – a ja go kocham – nie da się zaprzeczyć, że znika on z mainstreamu. Dla moich dzieci gitary nie istnieją, one nie znają ich brzmienia, chyba, że gra na nich tata. A ja w gruncie rzeczy uważam to za pozytywne zjawisko. Bo to oznacza, że muzyka wciąż się rozwija, wciąż ewoluuje, a to jest pozytywne zjawisko. Negatywnym zjawiskiem byłoby, gdyby muzyka stała w miejscu, stała się powtarzalna i pasywna.”. Pewnie dlatego od strony muzycznej artysta w swym nowym wydawnictwie sięga po wiele nowoczesnych syntetycznych brzmień, łącząc je tylko sporadycznie z progresywnymi rockowymi riffami.
W warstwie tekstowej płyta traktuje o wyjątkowych bolączkach dzisiejszej rzeczywistości – coraz większej ludzkiej anonimowości, samotności i niepewności, ekspansji egocentryzmu i poczuciu zagubienia. Po jej przesłuchaniu ciężko nie zgodzić się z tezą, że umiejętność akceptacji zmian i jednoczesne przeciwdziałanie ich negatywnym skutkom, jest nie lada wyzwaniem. W życiu prywatnym czy w biznesie – coraz trudniej o uważność, bliskość i pewność tego, co może wydarzyć się jutro. Świat pędzi w zawrotnym tempie i to niekoniecznie w kierunku, którego oczekujemy. “Jak sobie w takich okolicznościach poradzić?” – hmm… to pewnie temat na szerszą dyskusję. Zdaje się, że odbudowanie relacji międzyludzki mimowolnie niszczonych przez postęp technologiczny, media społecznościowe czy coraz bardziej odhumanizowaną politykę jest jednym z kluczowych wyzwań, z którymi przychodzi nam się w dzisiejszych czasach konfrontować.
Wyrzutek i… łączenie kropek
Dlaczego inspiruje nas muzyka progresywna? Słuchając twórczości Stevena Wilsona i analizując historię jego ambitnych projektów muzycznych (m.in. Porcupine Tree, Blackfield, działalność solowa), bardzo zauważalna jest ilość… inspiracji, z których od lat korzysta szukając własnej artystycznej drogi. Nie mamy wątpliwości, że przede wszystkim jest kontynuatorem nurtu ukształtowanego przez gigantów pokroju “Pink Floyd” czy “King Crimson”, ale także nie stroni od muzyki klasycznej, jazzu, rocka alternatywnego, a nawet nowoczesnego popu.
Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na ramionach gigantów – Isaac Newton
Dlaczego tak jest? – muzyka w swej naturze zdaje się być swoistym “łączeniem kropek”:
- „Na ramionach gigantów” – ciągłym przyswajaniem rozmaitych doświadczeń innych twórców, którzy od niepamiętnych czasów robią… dokładnie to samo – słuchają, zapożyczają i przetwarzają to, co powstało “przed nimi”. „Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na ramionach gigantów” – ta myśl Isaaca Newtona, który zaczerpnął ją… z dzieł niejakiego Roberta Burtona – angielskiego humanisty i pisarza czasów Renesansu – zdaje się przyświecać wszelkim rodzajom rozwoju.
- „Synergiczny eklektyzm” – nieustannym poszukiwaniem innowacji twórczych na bardzo wielu płaszczyznach – formy, brzmienia, melodii, harmonii, rytmu czy ekspresji scenicznej. Innowacji płynących nie tylko z indywidualnych predyspozycji danego twórcy, ale również jego ciągłej współpracy z innymi artystami, nieograniczonego przepływu pomysłów i wymiany doświadczeń, czerpania inspiracji z innych dziedzin sztuki.
Dopiero połączenie tych dwóch elementów daje nowe możliwości wyrazu i idące za nim zainteresowanie ze strony odbiorców. Odbiorców, którzy – niezależnie od poziomu wykształcenia, znajomości muzycznych trendów i poziomu wrażliwości – potrafią intuicyjnie stwierdzić, że dana “muza” jest dobra albo nie. Dopiero na takich solidnych fundamentach może pojawić się unikalny styl właściwy danemu artyście, który pozwala mu tworzyć dzieła rozpoznawalne, ponadczasowe, czasem wręcz rewolucyjne. Czy pojawia się tutaj kolejna analogia do działalności biznesowej? – jest to całkiem prawdopodobne.
Wracając do wspomnianej trasy koncertowej promującej album “To The Bone” – mała muzyczna dedykacja. Ballada Stevena wykonywana w duecie z obdarzoną zjawiskowym głosem, Niną Tayeb. We Wrocławiu towarzyszącą Stevenowi na scenie – dzięki… nowoczesnym technologiom – w formie trójwymiarowego awatara, a poniżej na żywo, prosto z londyńskiej Royal Albert Hall. Piosenka o znamiennym tytule, nieodłącznie wywołująca u mnie ciarki na plecach i niekontrolowaną nadprodukcję łez wzruszenia. Prosta, a piękna. I zaskakująco…. nieprogresywna 😉