Pacemaker

Ostatnie lata sprzyjają zmianom. Nowe trendy, rosnąca konkurencja, przełomowe technologie i wiele innych czynników wymuszają nowe spojrzenie i podejście do biznesu. Gdy organizacja podejmuje odważną decyzję, żeby zmienić dotychczasowy model działania, staje nagle przed niezwykle trudnym wyzwaniem- bardzo podobnym w swym charakterze do sportowej próby złamania ludzkich barier, o której więcej za moment.

Dobrym przykładem takiej sytuacji jest transformacja zwinna prowadzona przy okazji wdrożenia nowego systemu informatycznego w dużej organizacji lub zmiana formy prowadzenia projektów w firmie usługowej. Tak się składa, że pomagamy obecnie w dwóch przypadkach, choć każdy z nich jest motywowany nieco innymi przesłankami. Pierwszy to próba wdrożenia nowego podejścia do pracy nad innowacjami, drugi – zmieniony przez zdeterminowany zarząd model wytwórczy.

Rola pacemakera

W obydwu sytuacjach wyzwaniem okazuje się sposób realizacji wyznaczonego celu. Gdy w organizacji brakuje odpowiednich zasobów, doświadczenia i wiedzy, rozwiązaniem może okazać się wynajęcie pomocnika z zewnątrz, który poustawia odpowiednio „wagoniki” na tory i pociągnie za sobą cały skład przez pierwszy okres zmian.

Zauważyliśmy kilka zalet wykorzystania „kondotiera” m.in. w prowadzeniu transformacji zwinnej:

  1. Jego ZEWNĘTRZNY charakter wobec zmienianej organizacji. Brak emocji, uwikłania w politykę, chłodniejsze spojrzenie i dystans. Separacja przedsięwzięcia od innych problemów, skupienie na realizacji celu.
  2. Jasne postawienie sprawy, kto jest liderem w takim projekcie. Oczywiście jest nim… zespół. Pomocnik jest TYMCZASOWY, pomaga przez pewien czas, a odpowiedzialność za sukces biorą wszyscy zaangażowani członkowie ekipy.
  3. Pomaga dobrze wystartować projekt, by zespół i interesariusze uwierzyli z sukces końcowy. Daje poczucie bezpieczeństwa, nadaje pracom właściwe TEMPO, buduje wiedzę w zespole i skraca proces uczenia się nowego modelu działania.

Bazując na powyższych doświadczeniach pojawił się pomysł, aby osobę prowadzącą transformację nazywać „pacemakerem”, czyli pomocnikiem na trasie biegu, nadającym tempo przez początkowy okres rywalizacji.

Wyzwania

Praca z pacemakerem może być ciekawy sposobem na rozwiązanie problemów związanych z prowadzeniem projektów transformacyjnych, ale zauważyliśmy również pewne zagrożenia. Planując działania w tym modelu nie wolno zapominać o dwóch aspektach:

  1. Właściwe vs. maksymalne tempo – dobre tempo zmian to nie zawsze najwyższa dozwolona prędkość, ale dopasowana do bieżących i planowanych możliwości zespołu trakcja. Goniąc bezmyślnie na starcie, „cisnąc” nadmiernie członków zespołu, możemy doprowadzić do wypalenia i końcowej porażki.
  2. Schizofrenia ról – na przykład w zwinnych projektach, gdzie warto zadbać o separację roli Product Ownera (reprezentującego interesy Klienta) i Scrum Mastera (walczącego o dobro zespołu realizacyjnego). Istnieje pokusa, by scalić obie role, ale na dłuższą metę jest to bardzo ryzykowne rozwiązanie. To jak walka Sprzedaży i Ryzyka w banku, gdzie pierwsi dążą do maksymalizacji obrotów, zaś drudzy dbają o minimalizację strat z niespłacanych kredytów.

Dobrze, ale gdzie podziała się obiecana na starcie analogia sportowa? Impulsem do napisania tego postu była niezwykła sytuacja, która wydarzyła się dosłownie wczoraj – 12 października 2019 roku. Wydarzenie, którego centralną postacią był niejaki Eliud Kipchoge, porównywalne w kręgach sportowych z pierwszym lądowaniem człowieka na księżycu…

1:59:40.2

Kenijski biegacz przez wiele lat nie był kojarzony z maratonem. Stosunkowo późno rozpoczął karierę na królewskim dystansie, wieńcząc ją złotym medalem olimpijski w 2016 w Rio de Janeiro. Mimo zwycięstw, szukał spektakularnego sukcesu, który zapewniłby mu wieczną sławę. Jedynym wyzwaniem, które mogło zapewnić „pomnik trwalszy niż ze spiżu”, było pokonanie niewyobrażalnej granicy 2-ch godzin w biegu maratońskim. Nikt nigdy dotąd nie zszedł poniżej 120 minut w biegu na dystansie 42 km i 195 m.

Pierwsza próba na torze wyścigowym Monza we Włoszech okazała się porażką. Bieg był doskonały, wszystko „szło doskonale”, ale magiczna bariera czasowa nie została pokonana. Zabrakło 25 sekund. To jednak nie zniechęciło mistrza. Rzucił ponownie wyzwanie niepokonanym „dwóm godzinom”. Kolejne podejście do bicia rekordu zaplanowano starannie na październikową sobotę i przeprowadzono w Wiedniu. Spektakl związany ze złamaniem rekordu zadziwił cały świat. Kawalkada samochodów z laserowymi wskaźnikami niebotycznej bariery 2-ch godzin jadącymi przed biegaczami oraz wymiana nawierzchni na trasie biegu – to tylko niektóre z innowacji wykorzystane podczas walki z niemożliwym do osiągnięcia wynikiem.

Trzy miesiące specjalistycznych przygotowań i ogrom zaangażowanych środków spełniły swoją rolę – po niezwykłym biegu ostatecznie padł rekord! Choć formalnie nie zostanie uznany, to niewyobrażalna granica została złamana. Teraz każdy może też tego dokonać – wystarczy, że przebiegnie w 2 minuty i 50 sekund każdy z 42 kilometrów maratonu. Zdjęcie tytułowe pokazuje Eliuda w gronie zespołu pomocników – wspomnianych powyżej… pacemakerów.

42 pacemakerów

Dlaczego powiązałem oba wątki – biznesowego coacha, prowadzącego transformacje w różnych organizacjach i maratońskiego mistrza, bijącego nieosiągalne rekordy? Elementem wspólnym jest pacemaker. Osoba, bez której oba wydarzenia mają znacznie mniejsze szanse na sukces. W historii bicia rekordu przez kenijskiego maratończyka niezwykle istotnym czynnikiem sukcesu była rola aż… 42 pomocników.

Gdyby nie oni, rekordowy wynik byłby niemożliwy do uzyskania. To oni regulowali tempo biegu, chronili biegacza przed wiatrem i wspierali mentalnie śmiałka. Ciekawostką jest fakt, że struktura organizacyjna tego niecodziennego przedsięwzięcia była całkowicie odwrócona w stosunku do typowych projektów biznesowych. Zamiast dużego zespołu realizacyjnego i jednego pomocnika, na jednego biegacza, przypadło kilkadziesiąt osób – pacemakerów. Specyfika i skala wyzwania wymagała w tym przypadku zastosowania specjalnych, niespotykanych rozwiązań. Całe szczęście w tradycyjnym projekcie transformacyjnym wystarcza zazwyczaj jeden lub dwóch pacemakerów, chyba że… spróbujecie pobić rekord Eliuda!

Zdjęcie tytułowe: ineos159challenge.com

Udostępnij artykuł:
Maciej Gawlik
Autor:

Maciej Gawlik

Przedsiębiorca i edukator
Doktor ekonomii, trener biznesu, przedsiębiorca w branży IT. Z zamiłowania i startupowiec innowator, posiadający wieloletnie doświadczenie z zakresu analizy danych i procesów biznesowych, przetwarzania informacji oraz wnioskowania biznesowego w dużych i małych organizacjach.
wróć do góry